„W stronę Swanna” to pierwsza część cyklu W poszukiwaniu straconego czasu, który na zawsze zmienił sposób pojmowania literatury XX wieku. W tej powieści Marcel Proust łączy głęboką analizę psychologiczną, obserwacje społeczne i refleksje filozoficzne, tworząc dzieło pełne wielkich ambicji i literackiej erudycji. Ale czy te wszystkie pochwały są zasłużone? Przed próbą odpowiedzi warto przyjrzeć się wrażeniom, jakie pozostawia lektura.
Oniryczna przestrzeń – sen czy jawa?
Już pierwsze strony książki wprowadzają nas w świat, gdzie granica między snem a rzeczywistością jest niezwykle płynna. Narracja z perspektywy dziecka, które później przekształca się w dorosłego człowieka, sprawia, że każda scena staje się wielką, literacką iluzją. Proust zabiera nas do rzeczywistości, która zdaje się być równie prawdziwa, co nieuchwytna. Jednak dla niektórych czytelników, jak ja, ta oniryczność może być przytłaczająca. Czasami miałam wrażenie, że trudno jest rozpoznać, co z tej historii jest naprawdę, a co tylko snem czy wyobrażeniem bohatera.
Magdalena – symbol czy rozwlekły monolog?
Z pewnością jedną z najbardziej pamiętnych scen w literaturze jest moment, w którym bohater zanurza magdalenkę w herbacie. To wybitna metafora niezamierzonej pamięci, gdzie zapach i smak przywołują wspomnienia. Dla wielu jest to prawdziwe arcydzieło, ale dla mnie… no cóż, może nie mam wystarczającej wrażliwości, by docenić tę nostalgię. Rozwleczony opis tego prostego gestu, który ciągnie się przez kilka stron, dla mnie był przytłaczający. A może po prostu brakuje mi cierpliwości, by zrozumieć, jak wielką wartość niesie ze sobą ten moment.
Styl Prousta – poetycka uczta czy literackie wodolejstwo?
Nie można zaprzeczyć, że Proust opanował sztukę kwiecistego pisania. Jego zdania potrafią ciągnąć się na pół strony, a opisy przyrody i nastrojów są pełne detali, które mogłyby konkurować z obrazami impresjonistów. Ale tu pojawia się problem – dla współczesnego czytelnika takie długie, rozwlekłe frazy mogą być naprawdę nużące. Powtórzenia, filozoficzne wtręty i dygresje sprawiają, że momentami czułam się bardziej zmęczona niż zafascynowana. Niestety, choć Proust ma niebywałą erudycję, jego powieść bywa męcząca i przytłaczająca.
Fabuła – kruchy szkielet ukryty w morzu słów
Jeśli spodziewasz się wyrazistej fabuły, to „W stronę Swanna” może cię rozczarować. To bardziej zbiór impresji, wspomnień i emocji, niż klasyczna powieść z wyraźnie zarysowaną akcją. Wraz z upływem stron, fabuła wydaje się coraz mniej istotna. Mimo literackiego kunsztu całość traci na sile.
Dla kogo jest ta książka?
Jeśli cenisz literaturę wymagającą, pełną filozoficznych rozważań, subtelnych analiz emocji i psychologii postaci, Proust z pewnością trafi w Twój gust. Jeśli jednak preferujesz książki z wyraźną akcją, prostym językiem i większą dynamiką, możesz poczuć się zawiedziony. To lektura, która wymaga zaangażowania – bez tego łatwo się w niej pogubić.
Podsumowanie – zachwyt czy rozczarowanie?
W stronę Swanna to książka, która dla jednych będzie prawdziwym arcydziełem, a dla innych – nużącą opowieścią pełną słów, słów i jeszcze raz słów. Choć Proust wykazuje ogromną erudycję, jego powieść – zwłaszcza w pierwszych częściach – może przytłoczyć współczesnego czytelnika. Zdecydowanie dostrzegam jej literacką wartość, ale nie potrafię wznieść się na wyżyny zachwytu, jak tego oczekiwałby ode mnie mój wykładowca na polonistyce. Może kiedyś wrócę do tej książki z innym nastawieniem, ale na razie, po tej lekturze, czuję się bardziej zmęczona niż zafascynowana.
👉 A Ty? Czytałeś/-aś W stronę Swanna? Jakie są Twoje wrażenia? Podziel się swoimi przemyśleniami w komentarzu!